sobota, 26 marca 2016

Black Beauty [1]

a/n: Wiecie co dzisiaj jest? Zdajecie sobie sprawę czyje urodziny dzisiaj są? Tak, bardzo ważnej osoby, czyli Minseoka! Przepraszam za tak długą nieobecność, ale czekałam z tym specjalnie na tę okazję wstawiam pierwszą część Black Beauty!
Notice: trochę Hansoo, ale naprawdę bardzo mało.

Przez kilka następnych dni Luhan starał się  ze wszystkich sił zwrócić na siebie uwagę starszego, wołał go na korytarzach, siadał obok niego na każdym ich wspólnym przedmiocie albo zdobył się nawet na odwagę, by dzielić z nim wspólny stół na lunchu. Jednak Minseok gdy tylko widział zbliżającego się w jego kierunku Hana, od razu szedł w drugą stroną albo kompletnie go ignorował, zakładając słuchawki na uszy.
Luhan miał dość tego całego dennego zakładu, czemu właściwie się na niego zgodził? Przecież nie miał żadnych szans, żeby go wygrać, miał tylko cichą nadzieję, że Jongdae o nim zapomni za miesiąc i samo się to jakoś rozwiąże. Jednak Sehun i Jongin za każdym tylko możliwym razem dokuczali mu odnośnie małego kujona. Zawsze padało coś typu: „Robiliście to już?” czy „Który z was był na górze?”, ludzie na korytarzach rzucali im dziwne spojrzenia, gdy ci dwoje rechotali na cały głos z milczenia Hana.
Nie zapowiadało się na to, by Minseok w ogóle miał zamiar dać mu jakąkolwiek szansę na zwycięstwo. Powoli zaczynał żałować, że dał się w to wciągnąć, z desperacji czasami nawet potrafił chodzić cały dzień po szkole za Minseokiem, który oczywiście nie zwracał na niego większej uwagi. Zupełnie już sfrustrowany poprosił o radę Junmyeona – szkolnego, nieuleczalnego romantyka, który zawsze potrafił znaleźć jakieś wyjście z beznadziejnej sytuacji. Niestety tak nie było w jego przypadku.
– Luhan, powiedz mi proszę, co z tobą jest nie tak? – zapytał Junmyeon poważnym tonem. Siedzieli przy jednej z drewnianych ławek w bibliotece, zza lady rzucała im co jakiś czas wrogie spojrzenia bibliotekarka. Han nie lubił przychodzić do tego miejsca, nie dlatego że było w nim pełno książek, ale ciemnobrązowe ściany w paru miejscach były obdrapane, a w wysokich oknach wisiały grube zasłony, przez które nie wpadało żadne światło, pozostawiając pomieszczenie w wiecznym mroku. Dodając do tego jeszcze zapach starego papieru, kurz połyskujący w powietrzy, który zatykał nos i usta przy oddychaniu oraz stare, poniszczone meble, kompletnie zniechęcało Luhana do zbyt częstego przesiadywania w bibliotece. Dzisiaj przyszedł tu tylko dla Junmyeona, wiedział, że znajdzie go niestety akurat tutaj. – Przepraszam, ale nie mogę ci w żaden sposób udzielić pomocy. Bardzo sobie cenię Minseoka, a to że akurat ty się założyłeś o niego, co notabene jest nie do pomyślenia nawet w dzisiejszych czasach i uważam za obrzydliwe, nie daje mi żadnego powodu, by wyciągnąć ku tobie pomocną dłoń. – Han słuchał jego pouczającej wypowiedzi ze zdawkowym uśmiechem na ustach, skoro Junmyeon nie miał zamiaru mu pomagać, to co on tu jeszcze robił?
– Dobrze. – Lu przyjął jego umoralniający wykład nad wyraz spokojnie, aż sam się sobie dziwił z tego powodu. Wstał z twardego krzesła, od którego powoli zaczynały go boleć dolne partie ciała i bez większych ekscesów, opuścił szkolną bibliotekę z zamiarem nie powracania do niej przez najbliższe sto wieków. Minął grupę pierwszoklasistów, wpatrzonych w tablicę ogłoszeń jak w obrazek, nawet nie zwrócił uwagi na jednego z nich, który obserwował go znad czytanej książki.
Minseok podniósł brew do góry, gdy Luhan minął go nawet nie racząc go spojrzeniem. Szedł jak król po swoich włościach i Min przez chwilę miał ochotę parsknąć śmiechem przez jego sposób bycia. Nienawidził tego typu osobowości z całego serca, takie rozpuszczone bachory, co uważają że wszystko im się należy, powinny być zakazane.
– Zapoznałeś się już ze swoim rozkładem lekcyjnym? – spytał Minseok chłopaka stojącego obok niego, który intensywnie wpatrywał się w plan zajęć poszczególnych klas wiszący na tablicy korkowej. Byli podobnego wzrostu i obydwoje mieli czarne włosy, a poza tymi szczegółami różnili się niemal drastycznie w wyglądzie. Jednak mimo tego ludzie często brali ich za rodzeństwo, ponieważ Minseok opiekował się młodszym tak jakby naprawdę łączyły ich więzy krwi.
– Tak – wymamrotał drugi, odwracając się w stronę starszego i posyłając mu szeroki uśmiech. Minseok odpowiedział mu tym samym i zaczął go oprowadzać po szkole, recytując z pamięci gdzie który nauczyciel uczy oraz czego się wystrzegać, żeby podpaść im już pierwszego dnia. Najmniej Minseok mógł doradzić swojemu przyjacielowi jeśli chodzi o towarzystwo, z którym warto się zadawać, a to głównie dlatego że on nie plątał się w jakieś niepotrzebne znajomości i jedyne co robił na przerwach, to czytał książki albo się uczył.
– Dobra, to by było na tyle, chcesz teraz gdzieś iść? – zagadnął Minseok drugiego. Lekcje już dawno się skończyły i właśnie zaczynał się weekend, żywił więc nadzieję, że spędzi go razem ze swoim przyjacielem. Jednak on pokręcił tylko głową, roztrzepując swoje włosy na wszystkie strony i odpowiedział, iż dzisiaj ma pewną sprawę do załatwienia. Czując lekki zawód z tego powodu, Minseok pożegnał się z młodszym i każdy poszedł w swoją stronę.
Minseok popędził do domu, zostawił niepotrzebne rzeczy, chwycił swoją dużą teczkę, w której trzymał wszystko co było mu potrzebne i wybiegł ponownie na dwór. Możliwe że lepiej się stało, teraz przynajmniej miał więcej czasu dla siebie, a przecież nie chciał zmarnować takiego pięknego dnia na niepotrzebne umartwianie się. Szedł szybko, nie zważając na ludzi, którzy wytrzeszczali na niego swoje oczy przez sporą teczkę wiszącą swobodnie na jego ramieniu. Wśród tych wszystkich spojrzeń wpatrzonych w niego, nie zauważył znajomej postaci przechadzającej się właśnie po drugiej stronie ulicy.
Luhan z początku nie mógł uwierzyć własnym oczom, jego uwagę przyciągnęła czarna teczka sporo przewyższająca rozmiary swojego właściciela. Jednak gdy przyjrzał się uważniej, stwierdził, że znał tę osobę. To był Minseok. Zupełnie spontanicznie zaczął iść w przeciwnym niż dotychczas i poszedł za nim. Nagle zapomniał, że był mocno spóźniony, teraz liczyły się tylko plecy Minseoka, które zaczynały znikać mu z oczu. Przebiegł na drugą stronę ulicy, nie przejmując się tym, że było czerwone światło dla pieszych, samochody go otrąbiły, przez co zwrócił na siebie niepotrzebnie uwagę między innymi Minseoka, który spojrzał na niego przez ramię. Luhan widział, jak jego oczy rozszerzają się z szoku i jak zaczyna biec przed siebie nie zważając na innych przechodniów. Han również puścił się biegiem, jednak po jakiś dwustu metrach nie był w stanie dostrzec już starszego w tłumie ludzi wracających do domu z pracy.
Stał w miejscu jak zahipnotyzowany, nie ruszał się przez dobre parę minut, nie zauważył nawet, jak zaczął w głębokim zamyśleniu przygryzać wargę do krwi. Dręczyło go wiele pytań związanych z Minseokiem, na które nie był w stanie sobie odpowiedzieć. Wzdrygnął się, gdy poczuł jak ktoś lekko klepie go po ramieniu, wybijając go również z myśli.
– Czy nic panu nie jest? – zapytała jakaś młodo wyglądająca kobieta. Na oko była starsza od niego, na sobie miała eleganckie ubranie i buty na wysokim obcasie, przez co dorównywała wzrostu Luhanowi. – Stał tu pan od dziesięciu minut i wpatrywał się pan…
– Tak, przepraszam, czekałem tu na kogoś – uciął Luhan, zanim zdołała powiedzieć cokolwiek więcej.  – Śpieszę się – dodał i odszedł, nie zważając na zdziwioną minę kobiety. Gdy tak szedł przed siebie w nieznanym sobie kierunku, stracił już ochotę na domówkę u Jongina. Wolał dowiedzieć się, gdzie Minseok tak się śpieszył z tym o wiele większym od siebie przedmiotem. Jednak pokusa nie zwyciężyła zdrowego rozsądku, bo po pierwsze nie wiedział nawet, gdzie teraz przebywał drugi chłopak, a po drugie bardzo prawdopodobne, że jak zaraz nie pojawi się u Jongina, to ten się na niego śmiertelnie obrazi i przestanie się do niego odzywać. Chociaż być może ta perspektywa trochę kusiła Luhana, ponieważ być może w końcu przestałby wysłuchiwać tych wszystkich docinek związanych z nim i z Minseokiem.
Westchnąwszy Han obrócił się na pięcie i ruszył w drugim kierunku. Błądził około godzinę po nieznanym mu terenie, ale w końcu udało mu się dorwać autobus, którego szukał od dłuższego czasu, więc praktycznie zostało mu jeszcze trochę do przejścia i już był u Jongina. Gdy znalazł się parę metrów od jego domu, już słyszał pierwsze przytłumione dźwięki za głośniej muzyki puszczanej z głośników o wysoko ustawionych basach. Luhan wziął ostatni wdech świeżego powietrza, zanim przeszedł pewnym krokiem przez próg domu, który znał tak dobrze jak własną kieszeń. Jego wszystkie zmysły natychmiast oszalały, oczy zaczęły mu łzawić od zbyt dużej ilości dymu unoszącego się w powietrzu, nos zaatakował nieprzyjemny zapach wódki lanej bez ograniczeń, uszy narażone zostały na dudnienie dochodzące chyba z każdego kąta, a skóra zaczęła się pocić od zbyt małej zawartości tlenu w pomieszczeniu. Jednak mimo tych wszystkich nieudogodnień zdobył się na uśmiech, chwycił pierwszy plastikowy kubek, jaki tylko wpadł mu w ręce, wierząc że nikt z niego wcześniej nie pił, i udał się w do kuchni, gdzie jak miał nadzieję, znajdował się gospodarz.
Ku jego zaskoczeniu nie dostrzegł tam żadnej znajomej twarzy, a jedynie chłopaka o ustach w serce i lekko wystraszonych oczach. Przyglądał się podejrzliwie każdej napotkanej osoba, która wydawała się zwracać na niego uwagę. Dlatego Luhan niemal wzdrygnął się, gdy wzrok niższego chłopaka padł na niego i świdrował go spojrzeniem. Han nie czekając na żaden ruch drugiego, postanowił wziąć sprawy w swoje ręce, podszedł do nieznajomego i stanął centralnie przed nim, tak że dzieliło ich zaledwie parę centymetrów.
– Hej – zagadnął Luhan, biorąc do ręki butelkę piwa, pociągnął z niej zdrowy łyk, od razu czując cierpki smak alkoholu, który tak bardzo uwielbiał. Chłopak przez chwilę patrzył się na niego z nieskrywanym zaskoczeniem, a potem uśmiechnął się szeroko i również upił łyk swojego napoju z papierowego kubka.
– Cześć – odpowiedział przyjaznym głosem, o który Luhan przy pierwszej sposobności by go nie posądził. – Jestem Kyungsoo, a ty jak się nazywasz? – przedstawił się, a Hanowi coś zaświtało w głowie na dźwięk jego imienia, jednak nie mógł na początku skojarzyć co. Potem uderzyło go to jak grom z jasnego nieba, przecież Jongin już o nim kiedyś wspominał, tylko po co by go tu zapraszał, skoro jak twierdził Jongin, był zwykłym epizodem w jego życiu?
– Miło mi poznać, jestem Luhan, Jongin mi o tobie wspominał. – Kyungsoo uśmiechnął się szerzej na te słowa. Nagle chwycił Hana za nadgarstek i poprowadził go w głąb korytarza, byle jak najdalej od wszechogarniającego ich chaosu i upitych ludzi. Tu mogli swobodnie porozmawiać, nie znajdował się tu nikt, oprócz całujących się w kącie nastolatków, którzy i tak nie zwracali na nich uwagi.
– Co jeszcze Jongin ci o mnie mówił? – zapytał Soo bez ogródek. Wpatrywał się w Luhana z nadzieją wypisaną na twarzy, przypominał w tym momencie uroczego szczeniaczka i Han przez krótki moment miał ochotę poklepać go po głowie. Zamiast tego odchrząknął tylko i upił sporą część piwa, żeby się trochę chociaż rozluźnić. W głowie mu trochę zaszumiało od zbyt szybkiego wypicia takiej ilości alkoholu, ale teraz przynajmniej był w stanie powiedzieć to, czego tak bardzo nie chciał.
– Powiedział, że byłeś jego pierwszym. – Starał się dobrać słowa tak, by w żaden sposób nie urazić drugiego. Niestety nie udało mu się to, ponieważ na twarzy Kyungsoo malował się szok przemieszany z zdegustowaniem. Wymamrotał jakąś formułkę grzecznościową i odszedł zapewne w poszukiwaniu Jongina, żeby sprzedać mu soczystego kopniaka w tyłek za wygadywanie takich rzeczy. Przynajmniej Luhan miał taką nadzieję. 
Luhan wzruszył ramionami i wrócił do głównej części budynku, gdzie odbywała się impreza. Jakiś nieznajomy od razu wcisnął mu w rękę kubek z wódką, który natychmiast opróżnił i z zamroczonym umysłem zaczął chaotycznie poruszać się w rytm dudniącej muzyki. Ze wszystkich stron otaczały go spocone ciała nastolatków, ale zamiast czuć obrzydzenie, jeszcze bardziej go to ekscytowało. Od czasu do czasu ocierał się lubieżnie o jakąś dziewczynę, jednak starał się nie przekraczać pewnych granic, które skończyłby się niepożądaną nocą w łóżku.
W pewnym momencie jakieś zwinne rączki wypchnęły go z tłumu, zdezorientowany rozglądał się na wszystkie strony, zdążył jedynie zarejestrować Kyungsoo stojącego przed nim, a w następnej chwili poczuł czyjeś usta na swoich. Z początku niewinny pocałunek przemienił się  w pełen żądzy, Luhan zanurzył palce w ciemnych włosach Soo i zaczął go równie pożądliwie całować, dodając do zabawy język. Gorąco uderzyło całe jego ciało, aż w pewnym momencie jęknął w ich złączone wargi, machinalnie wypchnął biodra do przodu, chcąc poczuć więcej tego żaru, który omamił mu zmysły.
Kyungsoo przerwał pocałunek i spojrzał na niego spod przymrużonych z podniecenia powiek, Luhan przygryzł wewnętrzną stronę swojego policzka, zastanawiając się nad wszystkimi za i przeciw, tego co właśnie zrobili, lecz zanim podjął jakąś sensowną decyzję, poczuł zaciskającą się wokół jego nadgarstka dłoń. Kyungsoo szedł szybkim krokiem, ciągnąc skołowanego Hana za sobą w kierunku pokoju gościnnego. Luhan spanikował i zaczął się wyrywać, ale uścisk na jego ręku ani trochę nie zelżał, mimo to Han próbował dalej. Gdy doszli do połowy korytarza, trząsł się i szlochał z przerażenia przed tym, co miało się za sekundę wydarzyć, nie chciał tego. Jego umysł i ciało krzyczały z protestu, kiedy Kyungsoo otworzył drzwi i wepchnął go do środka wbrew jego woli. Natychmiast uciekł na drugi koniec pokoju, by znajdować się jak najdalej od drugiego, podkulił nogi pod brodę, jednocześnie dygocząc ze strachu.
– Spokojnie, nic ci nie zrobię – zapewnił go Kyungsoo, ale Han mu nie uwierzył. Widział, jak Soo oplatają czarne macki, które kojarzyły mu się ze złem, ale może to była jego wybujała wyobraźnia? Jednak nie był w stanie im się dobrze przyjrzeć, bo w następnej chwili urwał mu się film.


Następnego dnia Luhan obudził się z kacem, jęknął z bólu i obrócił się na drugi bok. Przybliżył się do ciepła, które emanowało gdzieś obok niego, przytulił się do miękkiego ciała, zanurzając twarz w ciemnych włosach, które pachniały miętą. Zaciągnął się świeżym zapachem, zamruczał z aprobatą i uśmiechnął się błogo. Otworzył leniwie oczy tylko po to by je z powrotem po chwili zamknąć przez światło słoneczne, które wpadało przez wysokie okna.
Zaczęły do niego docierać bodźce zewnętrzne i powoli wracała mu jasność myślenia. Zaczynały wracać obrazy z poprzedniej nocy, zalewając niemiłosiernie jego skołatany jeszcze umysł. Przypomniał sobie, jak poznał Kyungsoo, jak tańczył do za głośniej muzyki, jak się z kimś całował, jak ten ktoś zaprowadził go do pokoju z łóżkiem…
W jednej chwili zerwał się na nogi, a jego w połowie nagie ciało zaatakowało zimno. Z ulgą stwierdził, że miał na sobie bokserki, bo gdyby to robił, byłby kompletnie nagi. Prawda? Rozejrzał się po sypialni, większą część miejsca zajmowało spore łóżko, z którego wyskoczył. Kolor ścian zachowany został w jasnym kolorze beżu, co tylko dodawało jasności temu pomieszczeniu. Z przykrością zauważył, że po podłodze walały się ubrania, które nie należały tylko do niego, ale też do osoby leżącej wcześniej obok niego.
Kierowany czystą ciekawością, przybliżył się do postaci schowanej jeszcze pod wymiętym prześcieradłem. Walcząc ze zdrowym rozsądkiem, odrzucił pościel, pod którą skrywał się Kyungsoo. Luhan odskoczył od łóżka, gdy Soo poruszył się niespokojnie przez utratę ciepła. Han przyglądał się mu przez moment, aż w końcu doszedł do wniosku, że nie ma po co tutaj dłużej siedzieć. Ubrał swoje rzeczy z wczoraj i jak najciszej, żeby nie obudzić drugiego, opuścił pokój i udał się na parter. Jego oczom ukazał się powód dla którego nie urządzał imprez, czyli wszechogarniający bajzel. Wszędzie walały się puste kubki, puszki oraz butelki po wódce i piwie, parę miejsc nawet lepiło się od wylanych napojów, a w powietrzu unosił się zapach wymiocin i potu, tworząc smród od którego oczy łzawiły.
Wśród tego całego bajzlu leżało również parę osób, a jedną Luhan poznał od razu. Koniczyny Jongdae powyginane były w różnych dziwnych kierunkach. Do głowy Hana od razu wpadł tak genialny pomysł na pobudkę swojego przyjaciela, że aż mentalnie sobie pogratulował. W końcu odpłaci temu matołowi za wszystkie jego idiotyczne pomysły. Z diabelskim uśmieszkiem udał się do kuchni, napełnił miskę lodowatą wodą i wrócił do salonu. Stanął w bezpiecznej odległości i wylał zawartość naczynia na śpiącego spokojnie Jongdae, który natychmiast poderwał się na równe nogi, mamrocząc coś nieskładnie pod nosem.
– Luhan! – Wrzask Jongdae rozniósł się po całym domu, budząc przy tym niektórych śpiochów. – Dlaczego to zrobiłeś? – zdążył tylko zapytać, zanim postać Luhana zniknęła z jego pola widzenia. Po chichocie roznoszącym się po drugiej stronie domu, wywnioskował, że Han uciekł jak najdalej tylko potrafił. Zaraz popędził za swoim przyjacielem, by zastać go zwijającego się ze śmiechu na podłodze. Opadł na kolana obok niego i bezlitośnie zaczął łaskotać go po jego wrażliwych miejscach, zaraz śmiech Luhana przemieszał się z jego błaganiami o litość, ale Jongdae nie znał takiego słowa. Zamiast tego uśmiechnął się podle i po pięciu minutach gnębienia Hana, stwierdził że już mu wystarczy.
– Jongdae! Wiesz, że nie lubię łaskotek! – zawołał Han, gdy już uspokoił swój oddech i był w stanie wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk. Jongdae wzruszył jedynie ramionami i uśmiechnął się podle, aż w Luhanie coś się zagotowało. – Kiedyś odpłacę ci za te wszystkie podłości, którymi mnie zaszczyciłeś. Zacznę od tego głupiego zakładu, w który mnie wplątałeś i jeszcze dałeś mi tak mało czasu, że nie ma mowy, żebym wygrał. – Potok słów opuścił słowa Hana, wspomniał coś jeszcze o niesprawiedliwości i wszelkiemu złu na świecie, niektórzy co go słuchali, pogubili się w połowie tego monologu, ale nie Jongdae. Jongdae uważnie śledził każde wypowiedziane przez drugiego słowo, zastanawiając się jak poprawić mu humor.
– Luhan – powiedział nad wyraz spokojnie Jongdae. – Jeśli tylko masz ochotę możemy przedłużyć termin zakładu, nie jestem jakimś szatanem, który tylko czeka żeby ci naprzykrzyć w życiu. – Han od razu się rozpromienił, co nie uszło uwadze Jongdae. – Więc tak – zaczął, wstając z podłogi i otrzepując nogawki spodni z kurzu. – Możemy przedłużyć termin nawet do końca roku, ale stawka też pójdzie w górę, a nie wiem czy ci to odpowiada – zatrzymał się w pół zdania, a gdy Luhan pokiwał ochoczo głową, ciągnął dalej. – Mam pomysł, żeby zamiast pomiatania, osoba która przegra, będzie usługiwała wygranemu. Jeśli dajmy na to, ja wygram, ty będziesz musiał za mną chodzić krok w krok i będziesz na każde skinienie mojego palca, by wyczyścić mi buty. – Han zastanawiał się chwilę nad tą propozycją, być może kiedyś tego pożałuje, ale uścisnął wyciągniętą rękę Jongdae, oficjalnie zgadzając się na jego warunki.
Stwierdziwszy, że ma dość otaczających go ludzi, a przede wszystkim Jongdae, Luhan zaczął się zbierać do wyjścia. Trochę się ociągał, więc zanim opuścił próg domu Jongina, zrobiło się już grubo po dwunastej. Oczywiście nie stracił tego czasu, wypił spokojnie poranną kawę, skorzystał z toalety, przemył twarz w umywalce i obejrzał wiadomości ze świata. Wszystko to robił jak w zwolnionym tempie, po wczorajszej męczącej nocy miał zakwasy w mięśniach, które krzyczały przy prawie każdym jego ruchu. W między czasie obudził się Kyungsoo i poprosił Luhana na stronę, żeby mogli porozmawiać na osobności. Młodszy wyjaśnił swój cały plan Hanowi, o tym że chciał wzbudzić zazdrość w Jonginie, i że Luhan – jako jego przyjaciel – świetnie się do tego nadawał. Han przez ułamek sekundy miał mu to za złe, w końcu został podle wykorzystany w niecnych celach, ale po dłuższej wymianie zdań wybaczył Kyungoo, po wcześniejszym jego zapewnieniu, że między nimi do niczego więcej nie doszło oprócz wymiany śliny w głównej części imprezy. Nie był w stanie pojąć jednego, dlaczego Soo do swojego planu nie wykorzystał Taemina? W końcu on i Jongin byli ze sobą bliżej, niż kiedykolwiek Luhan będzie. Jednak nie zadawał już niepotrzebnych pytań, bo naprawdę bardzo pragnął dostać się już do swojego domu.
Chłodne powietrze uderzyło twarz Luhana, od razu go otrzeźwiając, więc mimo kaca szedł prosto i nawet się nie kiwał na boki, przynajmniej miał takie wrażenie. Po dość długim marszu do swojego domu, ledwo słaniał się na nogach i musiał podpierać się ściany, by dotrzeć do swojego pokoju, a następnie uwalić się na łóżku. Nie miał  nawet na siły, żeby się podnieść i przebrać w świeże ubrania, bo nawet dla swojego nosa pachniał nieprzyjemnie, już nie wspominając o osobach, które mijał na ulicy i krzywiły się, gdy przechodził obok. Jednak materac był za miękki, a koc, którym się przykrył, za ciepły. Dlatego już na starcie wiedział, że przegrał mentalną walkę, zanim w ogóle ją zaczął. 
– Luhan! – usłyszał krzyk swojej rodzicielki z dołu. Machnął leniwie ręką i jęknął z wysiłku, już powoli odpływał w słodki sen, a teraz musiał wstać mimo protestu swoich mięśni. Zebrał się w sobie z resztek sił, które miał dostępne w swoim organizmie i podniósł się do siadu. Niestety skończyło to się na tym, że ponownie opadł na swoje posłanie, ale teraz czuł się jeszcze bardziej wyprany z jakiejkolwiek energii.
Wpatrywał się tępo w sufit, nie mogąc zrobić jakiejś efektywnej rzeczy, tylko leżał na plecach. Stukot obcasów o schody odbijał się echem po całym jego pokoju, rozległ się trzask otwieranych drzwi i jego matka bezceremonialnie wparowała do środka. Z tego co był w stanie zauważyć Han ze swojej pozycji, była dość szykownie ubrana.
– Luhan! Ile razy ja mam… – urwała w połowie zdania, gdy zobaczyła w jakim stanie znajduje się jej syn. – Han, znowu byłeś na jednej z tych imprez?! Dziecko, czemu ty musisz się doprowadzać do takiego stanu? Dlaczego nie możesz być jak syn naszych sąsiadów z naprzeciwka? Taki spokojny z niego chłopiec, nie robi żadnych problemów swoim rodzicom – podniosła głos, a Lu miał ochotę wyskoczyć przez okno, byleby tylko nie słuchać tych wrzasków, które przyprawiały go o ból głowy.
– Skoro tak go uwielbiasz, to sobie idź i go zaadoptuj – warknął Luhan, nie chcąc już dłużej przebywać w tym samym pomieszczeniu co jego rodzicielka. – Poza tym jestem już dorosły, więc mogę robić co chcę i nie podlegam żadnym twoim wyimaginowanym zasadom, które na mnie nakładasz – odpysknął, nie zastanawiając się dwukrotnie nad tym, co powiedział.
– Waż słowa młody człowieku, tak długo jak mieszkasz pod naszym dachem i jesteś na naszym utrzymaniu, podlegasz zasadom obowiązującym w tym domu. My z ojcem teraz wychodzimy  i nie będzie nas przez parę godzin, masz niczego nie zmalować przez ten czas, chociaż będąc w tym stanie wątpię żebyś się w ogóle podniósł z łóżka. – Już miała wychodzić, gdy nasunął się jej pewien pomysł. – I jeszcze jedno, zadzwonię do syna sąsiadów, żeby się tobą zajął. – Po tym stwierdzeniu opuściła sypialnię swojego syna, trzasnąwszy uprzednio drzwiami.
Luhan jęknął podirytowany zachowaniem swojej matki, nienawidził kiedy mówiono mu co ma robić, a czego nie. Skulił się w pozycję embrionalną i przykrył się kołdrą. Od razu zrobiło mu się cieplej, a od przyjemnego uczucia, na jego twarz wpełzł uśmiech pełen błogości. Był zmęczony, a jednocześnie nie mógł zasnąć, mimo że jego ciało i umysł wręcz domagało się odpoczynku. Jednak nie było mu to dane, ponieważ już w następnej chwili słyszał jak ktoś dzwoni do frontowych drzwi.
Luhan nie ruszył się ani o milimetr, nie miał zamiaru witać swojego znienawidzonego sąsiada z uśmiechem na ustach, mimo że nie widział go ani razu na oczy. Wystarczyło, że jego rodzice znali się z nim na tyle, żeby ich porównywać do siebie, a przecież to wcale nie pomagało Hanowi w żaden sposób, bo przez to ciągłe wychwalanie jego najgorszego wroga, tylko bardziej się denerwował. Rozległo się ciche pukanie do jego pokoju, w pierwszej chwili Luhan w ogóle zignorował ten dźwięk nie świadom, że to właśnie ten matoł się dobijał.
– Otwarte! – krzyknął, przewracając się na bok, tyłem do twarzy swojego znienawidzonego sąsiada, by go nie oglądać. Myśli Hana krążyły wokół tego, jak on zdołał wejść do jego domu, przecież nie posiadał zapasowej pary kluczy, prawda? Chyba, że jego matka tak bardzo się w nim zakochała, że mu je dała. Luhan był tak pochłonięty rozmyślaniem, że nie usłyszał, jak jego nieproszony gość podchodzi do niego i siada na jego łóżku.
– Twoja mama poprosiła mnie, bym się tobą zajął na czas jej nieobecności – odezwał się nowoprzybyły. Z początku Han nie rozpoznał tego delikatnego jak jedwab głosu, jednak po dłuższym zastanowieniu się, przypasował go do osoby, którą notabene znał. Omal nie spadł z łóżka, zdając sobie sprawę z kim ma do czynienia, bo oto jego sąsiadem okazał się być nie kto inny jak sam Kim Minseok.
Luhan nagle poczuł się bardzo rozbudzony, jednak nadal nie miał siły na konfrontację z Minseokiem, dlatego dalej leżał, gdy drugi zszedł do kuchni z zamiarem przyrządzenia mu czegoś do jedzenia. Nie wiedzieć czemu, ale Hanowi podobało się to, że ktoś rozpieszcza go, przynosząc mu śniadanie do łóżka. Nawet jeśli musiał to być ten czarnowłosy kujon, a nie ubrana w kostium pokojówki dziewczyna z jasnymi do pasa włosami.
– Chyba za bardzo się rozmarzyłeś – zauważył Minseok, stojący z tacą pełną jedzenia. Luhan rzucił mu pytające spojrzenie, na co starszy wybuchnął śmiechem. – Ślinka ci leci po brudzie. – Wskazał swoim palcem na twarz Hana, który szybko wytarł wierzchem dłoni mokre miejsce. Podał śniadanie Hanowi, który przyjął je z uśmiechem, i przysiadł się na skraju łóżka.
– Smaczne – pochwalił Luhan z pełnymi ustami. Był tak zajęty pochłanianiem posiłku, że nie zauważył przyglądającego się mu Minseoka z dziwnym wyrazem twarzy. Właśnie wtedy odezwał się telefon starszego, przerywając martwą ciszę i wiszącą w powietrzu ciężką atmosferę. Han zaczął się przysłuchiwać, chcąc wyłapać coś ciekawego o tym małym kujonie.
– Halo? – odebrał Minseok. W jednej sekundzie zerwał się on na równe nogi z przerażeniem i zdegustowaniem wypisanym na twarzy. – Ale nic ci się nie stało? – zapytał piskliwie. – Czekaj tam gdzie jesteś, już do ciebie idę. Nigdzie się nie ruszaj, zaraz tam będę. Tylko uporam się z małym kłopotem. – Domyślając się, że Minseok jako o kłopocie mówi o nim, Han spiął się i machnął ręką na drugiego, żeby ten wyszedł.
Starszy wyszeptał w jego stronę jakieś podziękowania i w pośpiechu opuścił pokój. Luhan w końcu został sam – naprawdę tego pragnął, jednak w głębi odczuwał jakiś dziwny niepokój, który tylko się nasilał, gdy próbował go stłumić. Odstawił tacę na podłogę i ułożył się wygodnie, by zmorzył go sen. Niestety zasnął dopiero po jakiejś godzinie, bo gnębiły go nieprzyjemne myśli.  


Gdy tylko Kyungsoo tego poranka otworzył oczy, w jego głowie zrodził się plan przeproszenia Hana. Widział bowiem poprzedniego wieczora, jak bardzo drugi był przerażony wizją uprawiania seksu, mimo iż sam tego nie rozumiał. Jednak zanim mógł cokolwiek wytłumaczyć Luhanowi wczoraj, ten zupełnie odpłynął i właśnie tak wpakował drugiego pod kołdrę, a następnie sam się wśliznął obok niego. Jednak teraz, gdy o tym myślał, to nie był najlepszy pomysł – co musiał sobie pomyśleć Han, gdy ten obudził się obok niego?
Na razie wolał sobie tym nie zaprzątać zbytnio głowy, odpokutuje swoje zbrodnie, kiedy przyjdzie na to pora. Teraz wolał się skupić w całości na Joginie, tylko na początek musiał go znaleźć, co wcale nie było takie proste, biorąc pod uwagę fakt, że znajduje się w jego domu.
Zszedł po schodach do kuchni, by zastać dwóch idiotów na podłodze – Luhana i Jongdae. Z krzyków, które roznosiły się po całym pomieszczeniu, wywnioskował, że Han zrobił coś, czego nie powinien i poniósł za to karę w postaci łaskotek.
Westchnąwszy, opuścił pomieszczenie i zaczął przeszukiwać wszystkie pokoje, w których – jak podejrzewał – mógł znaleźć Jongina. Po dwudziestu minutach szukania, już chciał się poddać, gdy usłyszał, jak ktoś wymiotuje w łazience. Natychmiast tam się udał i spostrzegł zawieszonego nad muszlą klozetową Jongina. Od tego widoku Soo podeszły wczorajsze resztki do gardła.
Kyungsoo podszedł do Jongina i położył mu dłoń na plecach, by dodać mu otuchy. Pod ręką czuł, jak Jongin spina swoje mięśnie od tego lekkiego dotyku. Szybko więc ją cofnął i już miał zamiar wychodzić, gdy Jongin przyszpilił go do ściany. Przez dłuższą chwilę był skołowany, bo niby jak mu się udało tak szybko stanąć na nogach?
– Dlaczego? – spytał Jongin zachrypniętym głosem. Z jego ust wydobywał się nieprzyjemny zapach, od którego Soo miał ochotę uciec, jednak nie poruszył się nawet o milimetr. – Widziałem, jak wczoraj z Hanem pożeraliście sobie twarze, a potem zaciągnąłeś go do sypialni. – Soo już miał sobie pogratulować świetnego pomysłu, ale następna wypowiedź Jongina sprawiła, że poczuł się, jakby dostał właśnie w twarz. – Zawiodłem się na tobie Kyungsoo, Han pod tym względem jest delikatny, a ty go tak wykorzystałeś. Powiedz mi proszę, po co ci to było?
– Nie twój zakichany interes – warknął Soo w odpowiedzi. Próbował się wyrwać z uścisku drugiego, ale bezskutecznie. Emocje w nim buzowały, złościł się na siebie za głupią nadzieję, że w końcu uda mu się jakoś wpłynąć na Jongina. Jak widać nawet idiotyczny pocałunek z jednym z jego przyjaciół nie poskutkował. – Puść mnie – rozkazał, na co Jongin wzmocnił tylko swój uścisk.
– Nie – odpowiedział spokojnie. – Najpierw porozmawiamy o Hanie. – Wzrok Jongina był twardy, a głos nieznoszący sprzeciwu. Jednak Kyungsoo nie miał zamiaru słuchać, tego co ten kretyn przed nim miał mu do powiedzenia. – Chyba teraz zakład jest nieaktualny – wyszeptał pod nosem Jongin tak cicho, że Kyungsoo miał problem z wyłapaniem tej wypowiedzi.
– Jaki zakład? – Nagle ciekawość Soo się rozbudziła i pragnął dowiedzieć się więcej o tym „zakładzie”, chociaż intuicja mu podpowiadała, że lepiej gdyby o niczym nie wiedział. – Powiedz mi, proszę. – Wydął wargi, starając się wyglądać uroczo. Wiedział, że poskutkowało, bo Jongin uśmiechnął się lekko i poklepał go po ramieniu.
– Więc Luhan założył się z Jongdae, że przeleci jakiegoś chłopaka. Nie mogę sobie teraz przypomnieć jego imienia, ale skoro wy to robiliście, to chyba zakład jest już nieaktualny. – Wzruszył ramionami od niechcenia, a Soo poczuł jak coś mu się niebezpiecznie przewraca w żołądku. Więc chodziło tylko o to? Przeszkodził w jakimś głupim zakładzie?
– A nie pomyślałeś o tym, co osoba o którą się założyliście, poczuje, gdy się dowie? – zapytał, już nieźle wytrącony z równowagi. Zdawał sobie sprawę, że Jongin i jego przyjaciele – a w szczególności Jongdae – miewają czasami idiotyczne pomysły, ale żeby aż takie? To przeszło jego najśmielsze koszmary, na coś takiego było tylko jedno wytłumaczenie. Jongdae po prostu był idiotą.
– Oj daj spokój, w końcu to nie tak, że musi się przecież o tym dowiedzieć. Jak wszyscy będą siedzieć cicho, to będzie można się pośmiać. Biedny Minseok już mi jest go… – Jongin zreflektował się w pół zdania, że właśnie wymówił na głos imię osoby, o którą Han i Jongdae się założyli. Przeklinał się, że nie ugryzł się w język i to, że czasami mówił, zamiast wcześniej pomyśleć, bo teraz naprawdę miał przechlapane.
– Czy wyście już zupełnie na głowę upadli?! – wykrzyczał Soo.  – Jak mogliście założyć się o kogoś tak niewinnego i uroczego jak Minseok?! Przecież to niedorzeczne! – Soo zaczął wymachiwać rękoma w niekontrolowany sposób. Jego złość przyćmiła mu jasność myślenia i wkrótce Jongin skończył z paroma zadrapaniami na twarzy.
– Kyungsoo wiem, że się z nim przyjaźnisz i w ogóle, ale czy nie przesadzasz odrobinkę? – spytał Jongin, starając się jakoś uspokoić starszego, jednak na daremne. Odniósł wręcz odwrotny skutek do zamierzonego.
– Czy ty się słyszysz? Nie pozwolę wam na zabawianie się moim przyjacielem, bo taka naszła was ochota! Odwołajcie to natychmiast albo pójdę do niego i mu o wszystkim powiem, a potem wspólnie złożymy na was skargę do dyrektora! – Darł się dalej Soo.
– Nie zrobisz tego… – odpowiedział Jongin, już nie tak pewny siebie jak wcześniej. Groźby starszego podziałały na niego krzepiąco. Właśnie zdał sobie sprawę, jak głupio postąpili on i jego przyjaciele.
– Poza tym, między mną a Luhanem do niczego nie doszło – dodał już spokojniej Kyungsoo. Jongin momentalnie poczuł, jak kamień spada mu z serca. Może nie było tego po nim widać, ale bardzo przejął się tym, że Han widział stronę Soo, o której wiedział tylko on. Jednocześnie uświadomił sobie, że nie może pozwolić by taka sytuacja się powtórzyła. Tego chyba już by nie zniósł.
– To znaczy, że nadal będzie się starał o Minseoka – jęknął Jongin. Przeklinał siebie i swoją lekkomyślność oraz pomysłodawcę tego zakładu. – Musimy coś wymyśleć, żeby to skończyć jednocześnie nie narażając Hana na porażkę, bo wtedy dopiero on będzie miał piekło na ziemi w postaci Jongdae – myślał na głos. – Mam prośbę, czy mógłbyś na ten czas, aż tego jakoś nie rozwiążemy, nie mówić o tym wszystkim Minseokowi? – Jongin zrobił błagalne oczy.
– Nie – powiedział twardo Kyungsoo. To była poważna sprawa i uznał, że Minseok musi o się o wszystkim dowiedzieć, nie ważne jak bardzo go to zrani. – To dotyczy bezpośrednio jego i wydaje mi się, że powinien wiedzieć.
– Ale pomyśl tylko, to pogrzebie wszystkie nasze szanse na rozwiązanie tego – starał się przekonać starszego, który tylko podniósł zdawkowo brwi do góry. – Proszę cię Kyungsoo, zastanów się nad tym choć przez chwilę, przecież nic cię to nie kosztuje, a jeśli Minseok się kiedykolwiek dowie o tym zakładzie, to zaprzeczę, że o nim wiedziałeś. Obiecuję ci.
– Nie – powtórzył się krótko Soo. Stwierdzenie, że Jongin był w szoku to za mało, kompletnie odjęło mu mowę i patrzył się tępo na drugiego, który wykorzystując okazję, wyśliznął się z jego uścisku. Popędził w dół schodami do salonu, ku jego zaskoczeniu zastał tam samotnego Luhana, oglądającego telewizję. Kyungsoo bez wahania przysiadł się do starszego, który nawet na niego nie spojrzał. – Hej – zagadnął nieśmiało Soo. 

[2]
a/n2: no i jak wam się podobała pierwsza część? Mam nadzieję, że była znośna ^^; Jeśli chodzi o część drugą to nie mam pojęcia czy będzie to ostatnia, ponieważ pisanie może mi się trochę przedłużyć, dlatego jeśli będzie więcej to przepraszam i proszę was o wyrozumiałość (idk, to miał być oneshot, ale pewnie znowu wyjdzie jak zwykle) ;; I proszę was o nawet najkrótszą opinię, więc do napisania! ♥ 

1 komentarz:

  1. To było świetne XD lubie takie opowiadania...zwięzła historia z ciekawą fabułą to coś dla mnie:) Wyłapałam kilka błędów ale mnie one nie przeszkadzały jakoś soecjalnie. Czekam na kontynuacje z niecierpliwością!!! Powodzenia w pisaniu iiii życzę dużo weny����

    OdpowiedzUsuń