a/n: Wiecie co dzisiaj jest? Zdajecie sobie sprawę czyje urodziny dzisiaj są? Tak, bardzo ważnej osoby, czyli Minseoka! Przepraszam za tak długą nieobecność, ale czekałam z tym specjalnie na tę okazję wstawiam pierwszą część Black Beauty!
Notice: trochę Hansoo, ale naprawdę bardzo mało.
Przez kilka
następnych dni Luhan starał się ze
wszystkich sił zwrócić na siebie uwagę starszego, wołał go na korytarzach,
siadał obok niego na każdym ich wspólnym przedmiocie albo zdobył się nawet na
odwagę, by dzielić z nim wspólny stół na lunchu. Jednak Minseok gdy tylko
widział zbliżającego się w jego kierunku Hana, od razu szedł w drugą stroną
albo kompletnie go ignorował, zakładając słuchawki na uszy.
Luhan miał dość
tego całego dennego zakładu, czemu właściwie się na niego zgodził? Przecież nie
miał żadnych szans, żeby go wygrać, miał tylko cichą nadzieję, że Jongdae o nim
zapomni za miesiąc i samo się to jakoś rozwiąże. Jednak Sehun i Jongin za
każdym tylko możliwym razem dokuczali mu odnośnie małego kujona. Zawsze padało
coś typu: „Robiliście to już?” czy „Który z was był na górze?”, ludzie na
korytarzach rzucali im dziwne spojrzenia, gdy ci dwoje rechotali na cały głos z
milczenia Hana.
Nie zapowiadało
się na to, by Minseok w ogóle miał zamiar dać mu jakąkolwiek szansę na
zwycięstwo. Powoli zaczynał żałować, że dał się w to wciągnąć, z desperacji
czasami nawet potrafił chodzić cały dzień po szkole za Minseokiem, który
oczywiście nie zwracał na niego większej uwagi. Zupełnie już sfrustrowany
poprosił o radę Junmyeona – szkolnego, nieuleczalnego romantyka, który zawsze
potrafił znaleźć jakieś wyjście z beznadziejnej sytuacji. Niestety tak nie było
w jego przypadku.
–
Luhan, powiedz mi proszę, co z tobą jest nie tak? – zapytał Junmyeon poważnym
tonem. Siedzieli przy jednej z drewnianych ławek w bibliotece, zza lady rzucała
im co jakiś czas wrogie spojrzenia bibliotekarka. Han nie lubił przychodzić do
tego miejsca, nie dlatego że było w nim pełno książek, ale ciemnobrązowe ściany
w paru miejscach były obdrapane, a w wysokich oknach wisiały grube zasłony, przez
które nie wpadało żadne światło, pozostawiając pomieszczenie w wiecznym mroku.
Dodając do tego jeszcze zapach starego papieru, kurz połyskujący w powietrzy,
który zatykał nos i usta przy oddychaniu oraz stare, poniszczone meble,
kompletnie zniechęcało Luhana do zbyt częstego przesiadywania w bibliotece.
Dzisiaj przyszedł tu tylko dla Junmyeona, wiedział, że znajdzie go niestety akurat
tutaj. – Przepraszam, ale nie mogę ci w żaden sposób udzielić pomocy. Bardzo
sobie cenię Minseoka, a to że akurat ty się założyłeś o niego, co notabene jest
nie do pomyślenia nawet w dzisiejszych czasach i uważam za obrzydliwe, nie daje
mi żadnego powodu, by wyciągnąć ku tobie pomocną dłoń. – Han słuchał jego
pouczającej wypowiedzi ze zdawkowym uśmiechem na ustach, skoro Junmyeon nie
miał zamiaru mu pomagać, to co on tu jeszcze robił?
–
Dobrze. – Lu przyjął jego umoralniający wykład nad wyraz spokojnie, aż sam się
sobie dziwił z tego powodu. Wstał z twardego krzesła, od którego powoli
zaczynały go boleć dolne partie ciała i bez większych ekscesów, opuścił szkolną
bibliotekę z zamiarem nie powracania do niej przez najbliższe sto wieków. Minął
grupę pierwszoklasistów, wpatrzonych w tablicę ogłoszeń jak w obrazek, nawet
nie zwrócił uwagi na jednego z nich, który obserwował go znad czytanej książki.
Minseok
podniósł brew do góry, gdy Luhan minął go nawet nie racząc go spojrzeniem.
Szedł jak król po swoich włościach i Min przez chwilę miał ochotę parsknąć
śmiechem przez jego sposób bycia. Nienawidził tego typu osobowości z całego serca,
takie rozpuszczone bachory, co uważają że wszystko im się należy, powinny być
zakazane.
–
Zapoznałeś się już ze swoim rozkładem lekcyjnym? – spytał Minseok chłopaka
stojącego obok niego, który intensywnie wpatrywał się w plan zajęć
poszczególnych klas wiszący na tablicy korkowej. Byli podobnego wzrostu i
obydwoje mieli czarne włosy, a poza tymi szczegółami różnili się niemal
drastycznie w wyglądzie. Jednak mimo tego ludzie często brali ich za
rodzeństwo, ponieważ Minseok opiekował się młodszym tak jakby naprawdę łączyły
ich więzy krwi.
–
Tak – wymamrotał drugi, odwracając się w stronę starszego i posyłając mu
szeroki uśmiech. Minseok odpowiedział mu tym samym i zaczął go oprowadzać po
szkole, recytując z pamięci gdzie który nauczyciel uczy oraz czego się
wystrzegać, żeby podpaść im już pierwszego dnia. Najmniej Minseok mógł doradzić
swojemu przyjacielowi jeśli chodzi o towarzystwo, z którym warto się zadawać, a
to głównie dlatego że on nie plątał się w jakieś niepotrzebne znajomości i
jedyne co robił na przerwach, to czytał książki albo się uczył.
–
Dobra, to by było na tyle, chcesz teraz gdzieś iść? – zagadnął Minseok
drugiego. Lekcje już dawno się skończyły i właśnie zaczynał się weekend, żywił więc
nadzieję, że spędzi go razem ze swoim przyjacielem. Jednak on pokręcił tylko
głową, roztrzepując swoje włosy na wszystkie strony i odpowiedział, iż dzisiaj
ma pewną sprawę do załatwienia. Czując lekki zawód z tego powodu, Minseok pożegnał
się z młodszym i każdy poszedł w swoją stronę.
Minseok
popędził do domu, zostawił niepotrzebne rzeczy, chwycił swoją dużą teczkę, w
której trzymał wszystko co było mu potrzebne i wybiegł ponownie na dwór.
Możliwe że lepiej się stało, teraz przynajmniej miał więcej czasu dla siebie, a
przecież nie chciał zmarnować takiego pięknego dnia na niepotrzebne umartwianie
się. Szedł szybko, nie zważając na ludzi, którzy wytrzeszczali na niego swoje
oczy przez sporą teczkę wiszącą swobodnie na jego ramieniu. Wśród tych
wszystkich spojrzeń wpatrzonych w niego, nie zauważył znajomej postaci
przechadzającej się właśnie po drugiej stronie ulicy.
Luhan
z początku nie mógł uwierzyć własnym oczom, jego uwagę przyciągnęła czarna
teczka sporo przewyższająca rozmiary swojego właściciela. Jednak gdy przyjrzał
się uważniej, stwierdził, że znał tę osobę. To był Minseok. Zupełnie
spontanicznie zaczął iść w przeciwnym niż dotychczas i poszedł za nim. Nagle
zapomniał, że był mocno spóźniony, teraz liczyły się tylko plecy Minseoka,
które zaczynały znikać mu z oczu. Przebiegł na drugą stronę ulicy, nie
przejmując się tym, że było czerwone światło dla pieszych, samochody go
otrąbiły, przez co zwrócił na siebie niepotrzebnie uwagę między innymi
Minseoka, który spojrzał na niego przez ramię. Luhan widział, jak jego oczy
rozszerzają się z szoku i jak zaczyna biec przed siebie nie zważając na innych
przechodniów. Han również puścił się biegiem, jednak po jakiś dwustu metrach
nie był w stanie dostrzec już starszego w tłumie ludzi wracających do domu z
pracy.
Stał
w miejscu jak zahipnotyzowany, nie ruszał się przez dobre parę minut, nie
zauważył nawet, jak zaczął w głębokim zamyśleniu przygryzać wargę do krwi.
Dręczyło go wiele pytań związanych z Minseokiem, na które nie był w stanie
sobie odpowiedzieć. Wzdrygnął się, gdy poczuł jak ktoś lekko klepie go po ramieniu,
wybijając go również z myśli.
–
Czy nic panu nie jest? – zapytała jakaś młodo wyglądająca kobieta. Na oko była
starsza od niego, na sobie miała eleganckie ubranie i buty na wysokim obcasie,
przez co dorównywała wzrostu Luhanowi. – Stał tu pan od dziesięciu minut i
wpatrywał się pan…
– Tak,
przepraszam, czekałem tu na kogoś – uciął Luhan, zanim zdołała powiedzieć
cokolwiek więcej. – Śpieszę się – dodał i odszedł, nie zważając na
zdziwioną minę kobiety. Gdy tak szedł przed siebie w nieznanym sobie kierunku,
stracił już ochotę na domówkę u Jongina. Wolał dowiedzieć się, gdzie
Minseok tak się śpieszył z tym o wiele większym od siebie przedmiotem. Jednak
pokusa nie zwyciężyła zdrowego rozsądku, bo po pierwsze nie wiedział nawet,
gdzie teraz przebywał drugi chłopak, a po drugie bardzo prawdopodobne, że jak
zaraz nie pojawi się u Jongina, to ten się na niego śmiertelnie obrazi i
przestanie się do niego odzywać. Chociaż być może ta perspektywa trochę kusiła
Luhana, ponieważ być może w końcu przestałby wysłuchiwać tych wszystkich
docinek związanych z nim i z Minseokiem.
Westchnąwszy
Han obrócił się na pięcie i ruszył w drugim kierunku. Błądził około godzinę po
nieznanym mu terenie, ale w końcu udało mu się dorwać autobus, którego szukał
od dłuższego czasu, więc praktycznie zostało mu jeszcze trochę do przejścia i
już był u Jongina. Gdy znalazł się parę metrów od jego domu, już słyszał
pierwsze przytłumione dźwięki za głośniej muzyki puszczanej z głośników o wysoko
ustawionych basach. Luhan wziął ostatni wdech świeżego powietrza, zanim
przeszedł pewnym krokiem przez próg domu, który znał tak dobrze jak własną
kieszeń. Jego wszystkie zmysły natychmiast oszalały, oczy zaczęły mu łzawić od
zbyt dużej ilości dymu unoszącego się w powietrzu, nos zaatakował nieprzyjemny
zapach wódki lanej bez ograniczeń, uszy narażone zostały na dudnienie
dochodzące chyba z każdego kąta, a skóra zaczęła się pocić od zbyt małej
zawartości tlenu w pomieszczeniu. Jednak mimo tych wszystkich nieudogodnień
zdobył się na uśmiech, chwycił pierwszy plastikowy kubek, jaki tylko wpadł mu w
ręce, wierząc że nikt z niego wcześniej nie pił, i udał się w do kuchni, gdzie
jak miał nadzieję, znajdował się gospodarz.
Ku jego
zaskoczeniu nie dostrzegł tam żadnej znajomej twarzy, a jedynie chłopaka o
ustach w serce i lekko wystraszonych oczach. Przyglądał się podejrzliwie każdej
napotkanej osoba, która wydawała się zwracać na niego uwagę. Dlatego Luhan
niemal wzdrygnął się, gdy wzrok niższego chłopaka padł na niego i świdrował go
spojrzeniem. Han nie czekając na żaden ruch drugiego, postanowił wziąć sprawy w
swoje ręce, podszedł do nieznajomego i stanął centralnie przed nim, tak że
dzieliło ich zaledwie parę centymetrów.
– Hej –
zagadnął Luhan, biorąc do ręki butelkę piwa, pociągnął z niej zdrowy łyk, od
razu czując cierpki smak alkoholu, który tak bardzo uwielbiał. Chłopak przez
chwilę patrzył się na niego z nieskrywanym zaskoczeniem, a potem uśmiechnął się
szeroko i również upił łyk swojego napoju z papierowego kubka.
– Cześć –
odpowiedział przyjaznym głosem, o który Luhan przy pierwszej sposobności by go
nie posądził. – Jestem Kyungsoo, a ty jak się nazywasz? – przedstawił się, a
Hanowi coś zaświtało w głowie na dźwięk jego imienia, jednak nie mógł na
początku skojarzyć co. Potem uderzyło go to jak grom z jasnego nieba, przecież
Jongin już o nim kiedyś wspominał, tylko po co by go tu zapraszał, skoro jak
twierdził Jongin, był zwykłym epizodem w jego życiu?
– Miło mi
poznać, jestem Luhan, Jongin mi o tobie wspominał. – Kyungsoo uśmiechnął się szerzej
na te słowa. Nagle chwycił Hana za nadgarstek i poprowadził go w głąb
korytarza, byle jak najdalej od wszechogarniającego ich chaosu i upitych ludzi.
Tu mogli swobodnie porozmawiać, nie znajdował się tu nikt, oprócz całujących
się w kącie nastolatków, którzy i tak nie zwracali na nich uwagi.
– Co jeszcze
Jongin ci o mnie mówił? – zapytał Soo bez ogródek. Wpatrywał się w Luhana z nadzieją
wypisaną na twarzy, przypominał w tym momencie uroczego szczeniaczka i Han
przez krótki moment miał ochotę poklepać go po głowie. Zamiast tego odchrząknął
tylko i upił sporą część piwa, żeby się trochę chociaż rozluźnić. W głowie mu
trochę zaszumiało od zbyt szybkiego wypicia takiej ilości alkoholu, ale teraz
przynajmniej był w stanie powiedzieć to, czego tak bardzo nie chciał.
– Powiedział,
że byłeś jego pierwszym. – Starał się dobrać słowa tak, by w żaden sposób nie
urazić drugiego. Niestety nie udało mu się to, ponieważ na twarzy Kyungsoo
malował się szok przemieszany z zdegustowaniem. Wymamrotał jakąś formułkę grzecznościową
i odszedł zapewne w poszukiwaniu Jongina, żeby sprzedać mu soczystego kopniaka
w tyłek za wygadywanie takich rzeczy. Przynajmniej Luhan miał taką
nadzieję.
Luhan wzruszył
ramionami i wrócił do głównej części budynku, gdzie odbywała się impreza. Jakiś
nieznajomy od razu wcisnął mu w rękę kubek z wódką, który natychmiast opróżnił
i z zamroczonym umysłem zaczął chaotycznie poruszać się w rytm dudniącej
muzyki. Ze wszystkich stron otaczały go spocone ciała nastolatków, ale zamiast
czuć obrzydzenie, jeszcze bardziej go to ekscytowało. Od czasu do czasu ocierał
się lubieżnie o jakąś dziewczynę, jednak starał się nie przekraczać pewnych
granic, które skończyłby się niepożądaną nocą w łóżku.
W pewnym
momencie jakieś zwinne rączki wypchnęły go z tłumu, zdezorientowany rozglądał
się na wszystkie strony, zdążył jedynie zarejestrować Kyungsoo stojącego przed
nim, a w następnej chwili poczuł czyjeś usta na swoich. Z początku niewinny
pocałunek przemienił się w pełen żądzy, Luhan zanurzył palce w ciemnych
włosach Soo i zaczął go równie pożądliwie całować, dodając do zabawy język.
Gorąco uderzyło całe jego ciało, aż w pewnym momencie jęknął w ich złączone
wargi, machinalnie wypchnął biodra do przodu, chcąc poczuć więcej tego żaru,
który omamił mu zmysły.
Kyungsoo
przerwał pocałunek i spojrzał na niego spod przymrużonych z podniecenia powiek,
Luhan przygryzł wewnętrzną stronę swojego policzka, zastanawiając się nad
wszystkimi za i przeciw, tego co właśnie zrobili, lecz zanim podjął jakąś
sensowną decyzję, poczuł zaciskającą się wokół jego nadgarstka dłoń. Kyungsoo
szedł szybkim krokiem, ciągnąc skołowanego Hana za sobą w kierunku pokoju
gościnnego. Luhan spanikował i zaczął się wyrywać, ale uścisk na jego ręku ani
trochę nie zelżał, mimo to Han próbował dalej. Gdy doszli do połowy korytarza,
trząsł się i szlochał z przerażenia przed tym, co miało się za sekundę
wydarzyć, nie chciał tego. Jego umysł i ciało krzyczały z protestu, kiedy
Kyungsoo otworzył drzwi i wepchnął go do środka wbrew jego woli. Natychmiast
uciekł na drugi koniec pokoju, by znajdować się jak najdalej od drugiego,
podkulił nogi pod brodę, jednocześnie dygocząc ze strachu.
– Spokojnie,
nic ci nie zrobię – zapewnił go Kyungsoo, ale Han mu nie uwierzył. Widział, jak
Soo oplatają czarne macki, które kojarzyły mu się ze złem, ale może to była
jego wybujała wyobraźnia? Jednak nie był w stanie im się dobrze przyjrzeć, bo w
następnej chwili urwał mu się film.
♣
Następnego dnia
Luhan obudził się z kacem, jęknął z bólu i obrócił się na drugi bok. Przybliżył
się do ciepła, które emanowało gdzieś obok niego, przytulił się do miękkiego
ciała, zanurzając twarz w ciemnych włosach, które pachniały miętą. Zaciągnął
się świeżym zapachem, zamruczał z aprobatą i uśmiechnął się błogo. Otworzył
leniwie oczy tylko po to by je z powrotem po chwili zamknąć przez światło
słoneczne, które wpadało przez wysokie okna.
Zaczęły do
niego docierać bodźce zewnętrzne i powoli wracała mu jasność myślenia. Zaczynały
wracać obrazy z poprzedniej nocy, zalewając niemiłosiernie jego skołatany
jeszcze umysł. Przypomniał sobie, jak poznał Kyungsoo, jak tańczył do za
głośniej muzyki, jak się z kimś całował, jak ten ktoś zaprowadził go do pokoju
z łóżkiem…
W jednej chwili
zerwał się na nogi, a jego w połowie nagie ciało zaatakowało zimno. Z ulgą
stwierdził, że miał na sobie bokserki, bo gdyby to robił, byłby kompletnie nagi. Prawda? Rozejrzał się po sypialni,
większą część miejsca zajmowało spore łóżko, z którego wyskoczył. Kolor ścian
zachowany został w jasnym kolorze beżu, co tylko dodawało jasności temu
pomieszczeniu. Z przykrością zauważył, że po podłodze walały się ubrania, które
nie należały tylko do niego, ale też do osoby leżącej wcześniej obok niego.
Kierowany
czystą ciekawością, przybliżył się do postaci schowanej jeszcze pod wymiętym
prześcieradłem. Walcząc ze zdrowym rozsądkiem, odrzucił pościel, pod którą
skrywał się Kyungsoo. Luhan odskoczył od łóżka, gdy Soo poruszył się
niespokojnie przez utratę ciepła. Han przyglądał się mu przez moment, aż w
końcu doszedł do wniosku, że nie ma po co tutaj dłużej siedzieć. Ubrał swoje
rzeczy z wczoraj i jak najciszej, żeby nie obudzić drugiego, opuścił pokój i
udał się na parter. Jego oczom ukazał się powód dla którego nie urządzał
imprez, czyli wszechogarniający bajzel. Wszędzie walały się puste kubki, puszki
oraz butelki po wódce i piwie, parę miejsc nawet lepiło się od wylanych
napojów, a w powietrzu unosił się zapach wymiocin i potu, tworząc smród od
którego oczy łzawiły.
Wśród tego
całego bajzlu leżało również parę osób, a jedną Luhan poznał od razu. Koniczyny
Jongdae powyginane były w różnych dziwnych kierunkach. Do głowy Hana od razu
wpadł tak genialny pomysł na pobudkę swojego przyjaciela, że aż mentalnie sobie
pogratulował. W końcu odpłaci temu matołowi za wszystkie jego idiotyczne
pomysły. Z diabelskim uśmieszkiem udał się do kuchni, napełnił miskę lodowatą
wodą i wrócił do salonu. Stanął w bezpiecznej odległości i wylał zawartość
naczynia na śpiącego spokojnie Jongdae, który natychmiast poderwał się na równe
nogi, mamrocząc coś nieskładnie pod nosem.
– Luhan! –
Wrzask Jongdae rozniósł się po całym domu, budząc przy tym niektórych śpiochów.
– Dlaczego to zrobiłeś? – zdążył tylko zapytać, zanim postać Luhana zniknęła z
jego pola widzenia. Po chichocie roznoszącym się po drugiej stronie domu,
wywnioskował, że Han uciekł jak najdalej tylko potrafił. Zaraz popędził za
swoim przyjacielem, by zastać go zwijającego się ze śmiechu na podłodze. Opadł
na kolana obok niego i bezlitośnie zaczął łaskotać go po jego wrażliwych
miejscach, zaraz śmiech Luhana przemieszał się z jego błaganiami o litość, ale
Jongdae nie znał takiego słowa. Zamiast tego uśmiechnął się podle i po pięciu
minutach gnębienia Hana, stwierdził że już mu wystarczy.
– Jongdae!
Wiesz, że nie lubię łaskotek! – zawołał Han, gdy już uspokoił swój oddech i był
w stanie wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk. Jongdae wzruszył jedynie
ramionami i uśmiechnął się podle, aż w Luhanie coś się zagotowało. – Kiedyś
odpłacę ci za te wszystkie podłości, którymi mnie zaszczyciłeś. Zacznę od tego głupiego
zakładu, w który mnie wplątałeś i jeszcze dałeś mi tak mało czasu, że nie ma
mowy, żebym wygrał. – Potok słów opuścił słowa Hana, wspomniał coś jeszcze o
niesprawiedliwości i wszelkiemu złu na świecie, niektórzy co go słuchali,
pogubili się w połowie tego monologu, ale nie Jongdae. Jongdae uważnie śledził
każde wypowiedziane przez drugiego słowo, zastanawiając się jak poprawić
mu humor.
– Luhan –
powiedział nad wyraz spokojnie Jongdae. – Jeśli tylko masz ochotę możemy
przedłużyć termin zakładu, nie jestem jakimś szatanem, który tylko czeka żeby
ci naprzykrzyć w życiu. – Han od razu się rozpromienił, co nie uszło uwadze
Jongdae. – Więc tak – zaczął, wstając z podłogi i otrzepując nogawki spodni z
kurzu. – Możemy przedłużyć termin nawet do końca roku, ale stawka też pójdzie w
górę, a nie wiem czy ci to odpowiada – zatrzymał się w pół zdania, a gdy Luhan
pokiwał ochoczo głową, ciągnął dalej. – Mam pomysł, żeby zamiast pomiatania,
osoba która przegra, będzie usługiwała wygranemu. Jeśli dajmy na to, ja wygram,
ty będziesz musiał za mną chodzić krok w krok i będziesz na każde skinienie
mojego palca, by wyczyścić mi buty. – Han zastanawiał się chwilę nad tą
propozycją, być może kiedyś tego pożałuje, ale uścisnął wyciągniętą rękę
Jongdae, oficjalnie zgadzając się na jego warunki.
Stwierdziwszy,
że ma dość otaczających go ludzi, a przede wszystkim Jongdae, Luhan zaczął się
zbierać do wyjścia. Trochę się ociągał, więc zanim opuścił próg domu Jongina,
zrobiło się już grubo po dwunastej. Oczywiście nie stracił tego czasu, wypił
spokojnie poranną kawę, skorzystał z toalety, przemył twarz w umywalce i
obejrzał wiadomości ze świata. Wszystko to robił jak w zwolnionym tempie, po
wczorajszej męczącej nocy miał zakwasy w mięśniach, które krzyczały przy prawie
każdym jego ruchu. W między czasie obudził się Kyungsoo i poprosił Luhana na
stronę, żeby mogli porozmawiać na osobności. Młodszy wyjaśnił swój cały plan
Hanowi, o tym że chciał wzbudzić zazdrość w Jonginie, i że Luhan – jako jego
przyjaciel – świetnie się do tego nadawał. Han przez ułamek sekundy miał mu to
za złe, w końcu został podle wykorzystany w niecnych celach, ale po dłuższej
wymianie zdań wybaczył Kyungoo, po wcześniejszym jego zapewnieniu, że między
nimi do niczego więcej nie doszło oprócz wymiany śliny w głównej części
imprezy. Nie był w stanie pojąć jednego, dlaczego Soo do swojego planu nie
wykorzystał Taemina? W końcu on i Jongin byli ze sobą bliżej, niż kiedykolwiek
Luhan będzie. Jednak nie zadawał już niepotrzebnych pytań, bo naprawdę bardzo
pragnął dostać się już do swojego domu.
Chłodne
powietrze uderzyło twarz Luhana, od razu go otrzeźwiając, więc mimo kaca szedł
prosto i nawet się nie kiwał na boki, przynajmniej miał takie wrażenie. Po dość
długim marszu do swojego domu, ledwo słaniał się na nogach i musiał podpierać
się ściany, by dotrzeć do swojego pokoju, a następnie uwalić się na łóżku. Nie
miał nawet na siły, żeby się podnieść i przebrać w świeże ubrania, bo
nawet dla swojego nosa pachniał nieprzyjemnie, już nie wspominając o osobach,
które mijał na ulicy i krzywiły się, gdy przechodził obok. Jednak materac był
za miękki, a koc, którym się przykrył, za ciepły. Dlatego już na starcie
wiedział, że przegrał mentalną walkę, zanim w ogóle ją zaczął.
– Luhan! –
usłyszał krzyk swojej rodzicielki z dołu. Machnął leniwie ręką i jęknął z
wysiłku, już powoli odpływał w słodki sen, a teraz musiał wstać mimo protestu
swoich mięśni. Zebrał się w sobie z resztek sił, które miał dostępne w swoim
organizmie i podniósł się do siadu. Niestety skończyło to się na tym, że
ponownie opadł na swoje posłanie, ale teraz czuł się jeszcze bardziej wyprany z
jakiejkolwiek energii.
Wpatrywał się
tępo w sufit, nie mogąc zrobić jakiejś efektywnej rzeczy, tylko leżał na
plecach. Stukot obcasów o schody odbijał się echem po całym jego pokoju,
rozległ się trzask otwieranych drzwi i jego matka bezceremonialnie wparowała do
środka. Z tego co był w stanie zauważyć Han ze swojej pozycji, była dość
szykownie ubrana.
– Luhan! Ile
razy ja mam… – urwała w połowie zdania, gdy zobaczyła w jakim stanie znajduje
się jej syn. – Han, znowu byłeś na jednej z tych imprez?! Dziecko, czemu ty
musisz się doprowadzać do takiego stanu? Dlaczego nie możesz być jak syn
naszych sąsiadów z naprzeciwka? Taki spokojny z niego chłopiec, nie robi
żadnych problemów swoim rodzicom – podniosła głos, a Lu miał ochotę wyskoczyć
przez okno, byleby tylko nie słuchać tych wrzasków, które przyprawiały go o ból
głowy.
– Skoro tak go
uwielbiasz, to sobie idź i go zaadoptuj – warknął Luhan, nie chcąc już dłużej
przebywać w tym samym pomieszczeniu co jego rodzicielka. – Poza tym jestem już
dorosły, więc mogę robić co chcę i nie podlegam żadnym twoim wyimaginowanym
zasadom, które na mnie nakładasz – odpysknął, nie zastanawiając się dwukrotnie
nad tym, co powiedział.
– Waż słowa
młody człowieku, tak długo jak mieszkasz pod naszym dachem i jesteś na naszym
utrzymaniu, podlegasz zasadom obowiązującym w tym domu. My z ojcem teraz
wychodzimy i nie będzie nas przez parę godzin, masz niczego nie zmalować
przez ten czas, chociaż będąc w tym stanie wątpię żebyś się w ogóle podniósł z
łóżka. – Już miała wychodzić, gdy nasunął się jej pewien pomysł. – I jeszcze
jedno, zadzwonię do syna sąsiadów, żeby się tobą zajął. – Po tym stwierdzeniu
opuściła sypialnię swojego syna, trzasnąwszy uprzednio drzwiami.
Luhan jęknął
podirytowany zachowaniem swojej matki, nienawidził kiedy mówiono mu co ma
robić, a czego nie. Skulił się w pozycję embrionalną i przykrył się kołdrą. Od
razu zrobiło mu się cieplej, a od przyjemnego uczucia, na jego twarz wpełzł
uśmiech pełen błogości. Był zmęczony, a jednocześnie nie mógł zasnąć, mimo że
jego ciało i umysł wręcz domagało się odpoczynku. Jednak nie było mu to dane,
ponieważ już w następnej chwili słyszał jak ktoś dzwoni do frontowych drzwi.
Luhan nie
ruszył się ani o milimetr, nie miał zamiaru witać swojego znienawidzonego
sąsiada z uśmiechem na ustach, mimo że nie widział go ani razu na oczy.
Wystarczyło, że jego rodzice znali się z nim na tyle, żeby ich porównywać do
siebie, a przecież to wcale nie pomagało Hanowi w żaden sposób, bo przez to
ciągłe wychwalanie jego najgorszego wroga, tylko bardziej się denerwował. Rozległo
się ciche pukanie do jego pokoju, w pierwszej chwili Luhan w ogóle zignorował
ten dźwięk nie świadom, że to właśnie ten matoł się dobijał.
– Otwarte! –
krzyknął, przewracając się na bok, tyłem do twarzy swojego znienawidzonego
sąsiada, by go nie oglądać. Myśli Hana krążyły wokół tego, jak on zdołał wejść
do jego domu, przecież nie posiadał zapasowej pary kluczy, prawda? Chyba, że
jego matka tak bardzo się w nim zakochała, że mu je dała. Luhan był tak
pochłonięty rozmyślaniem, że nie usłyszał, jak jego nieproszony gość podchodzi
do niego i siada na jego łóżku.
– Twoja mama
poprosiła mnie, bym się tobą zajął na czas jej nieobecności – odezwał się
nowoprzybyły. Z początku Han nie rozpoznał tego delikatnego jak jedwab głosu, jednak
po dłuższym zastanowieniu się, przypasował go do osoby, którą notabene znał. Omal
nie spadł z łóżka, zdając sobie sprawę z kim ma do czynienia, bo oto jego
sąsiadem okazał się być nie kto inny jak sam Kim Minseok.
Luhan nagle
poczuł się bardzo rozbudzony, jednak nadal nie miał siły na konfrontację z
Minseokiem, dlatego dalej leżał, gdy drugi zszedł do kuchni z zamiarem
przyrządzenia mu czegoś do jedzenia. Nie wiedzieć czemu, ale Hanowi podobało
się to, że ktoś rozpieszcza go, przynosząc mu śniadanie do łóżka. Nawet jeśli
musiał to być ten czarnowłosy kujon, a nie ubrana w kostium pokojówki
dziewczyna z jasnymi do pasa włosami.
– Chyba za
bardzo się rozmarzyłeś – zauważył Minseok, stojący z tacą pełną jedzenia. Luhan
rzucił mu pytające spojrzenie, na co starszy wybuchnął śmiechem. – Ślinka ci
leci po brudzie. – Wskazał swoim palcem na twarz Hana, który szybko wytarł
wierzchem dłoni mokre miejsce. Podał śniadanie Hanowi, który przyjął je z
uśmiechem, i przysiadł się na skraju łóżka.
– Smaczne –
pochwalił Luhan z pełnymi ustami. Był tak zajęty pochłanianiem posiłku, że nie
zauważył przyglądającego się mu Minseoka z dziwnym wyrazem twarzy. Właśnie
wtedy odezwał się telefon starszego, przerywając martwą ciszę i wiszącą w
powietrzu ciężką atmosferę. Han zaczął się przysłuchiwać, chcąc wyłapać coś
ciekawego o tym małym kujonie.
– Halo? – odebrał
Minseok. W jednej sekundzie zerwał się on na równe nogi z przerażeniem i
zdegustowaniem wypisanym na twarzy. – Ale nic ci się nie stało? – zapytał
piskliwie. – Czekaj tam gdzie jesteś, już do ciebie idę. Nigdzie się nie
ruszaj, zaraz tam będę. Tylko uporam się z małym kłopotem. – Domyślając się, że
Minseok jako o kłopocie mówi o nim, Han spiął się i machnął ręką na drugiego,
żeby ten wyszedł.
Starszy
wyszeptał w jego stronę jakieś podziękowania i w pośpiechu opuścił pokój. Luhan
w końcu został sam – naprawdę tego pragnął, jednak w głębi odczuwał jakiś
dziwny niepokój, który tylko się nasilał, gdy próbował go stłumić. Odstawił
tacę na podłogę i ułożył się wygodnie, by zmorzył go sen. Niestety zasnął
dopiero po jakiejś godzinie, bo gnębiły go nieprzyjemne myśli.
♣
Gdy tylko
Kyungsoo tego poranka otworzył oczy, w jego głowie zrodził się plan
przeproszenia Hana. Widział bowiem poprzedniego wieczora, jak bardzo drugi był
przerażony wizją uprawiania seksu, mimo iż sam tego nie rozumiał. Jednak zanim
mógł cokolwiek wytłumaczyć Luhanowi wczoraj, ten zupełnie odpłynął i właśnie
tak wpakował drugiego pod kołdrę, a następnie sam się wśliznął obok niego. Jednak
teraz, gdy o tym myślał, to nie był najlepszy pomysł – co musiał sobie pomyśleć
Han, gdy ten obudził się obok niego?
Na razie wolał
sobie tym nie zaprzątać zbytnio głowy, odpokutuje swoje zbrodnie, kiedy
przyjdzie na to pora. Teraz wolał się skupić w całości na Joginie, tylko na
początek musiał go znaleźć, co wcale nie było takie proste, biorąc pod uwagę
fakt, że znajduje się w jego domu.
Zszedł po
schodach do kuchni, by zastać dwóch idiotów na podłodze – Luhana i Jongdae. Z
krzyków, które roznosiły się po całym pomieszczeniu, wywnioskował, że Han
zrobił coś, czego nie powinien i poniósł za to karę w postaci łaskotek.
Westchnąwszy,
opuścił pomieszczenie i zaczął przeszukiwać wszystkie pokoje, w których – jak
podejrzewał – mógł znaleźć Jongina. Po dwudziestu minutach szukania, już chciał
się poddać, gdy usłyszał, jak ktoś wymiotuje w łazience. Natychmiast tam się
udał i spostrzegł zawieszonego nad muszlą klozetową Jongina. Od tego widoku Soo
podeszły wczorajsze resztki do gardła.
Kyungsoo
podszedł do Jongina i położył mu dłoń na plecach, by dodać mu otuchy. Pod ręką
czuł, jak Jongin spina swoje mięśnie od tego lekkiego dotyku. Szybko więc ją
cofnął i już miał zamiar wychodzić, gdy Jongin przyszpilił go do ściany. Przez
dłuższą chwilę był skołowany, bo niby jak mu się udało tak szybko stanąć na
nogach?
– Dlaczego? –
spytał Jongin zachrypniętym głosem. Z jego ust wydobywał się nieprzyjemny
zapach, od którego Soo miał ochotę uciec, jednak nie poruszył się nawet o
milimetr. – Widziałem, jak wczoraj z Hanem pożeraliście sobie twarze, a potem
zaciągnąłeś go do sypialni. – Soo już miał sobie pogratulować świetnego
pomysłu, ale następna wypowiedź Jongina sprawiła, że poczuł się, jakby dostał
właśnie w twarz. – Zawiodłem się na tobie Kyungsoo, Han pod tym względem jest
delikatny, a ty go tak wykorzystałeś. Powiedz mi proszę, po co ci to było?
– Nie twój
zakichany interes – warknął Soo w odpowiedzi. Próbował się wyrwać z uścisku
drugiego, ale bezskutecznie. Emocje w nim buzowały, złościł się na siebie za głupią
nadzieję, że w końcu uda mu się jakoś wpłynąć na Jongina. Jak widać nawet
idiotyczny pocałunek z jednym z jego przyjaciół nie poskutkował. – Puść mnie –
rozkazał, na co Jongin wzmocnił tylko swój uścisk.
– Nie –
odpowiedział spokojnie. – Najpierw porozmawiamy o Hanie. – Wzrok Jongina był
twardy, a głos nieznoszący sprzeciwu. Jednak Kyungsoo nie miał zamiaru słuchać,
tego co ten kretyn przed nim miał mu do powiedzenia. – Chyba teraz zakład jest
nieaktualny – wyszeptał pod nosem Jongin tak cicho, że Kyungsoo miał problem z
wyłapaniem tej wypowiedzi.
– Jaki zakład?
– Nagle ciekawość Soo się rozbudziła i pragnął dowiedzieć się więcej o tym
„zakładzie”, chociaż intuicja mu podpowiadała, że lepiej gdyby o niczym nie
wiedział. – Powiedz mi, proszę. – Wydął wargi, starając się wyglądać uroczo.
Wiedział, że poskutkowało, bo Jongin uśmiechnął się lekko i poklepał go po
ramieniu.
– Więc Luhan
założył się z Jongdae, że przeleci jakiegoś chłopaka. Nie mogę sobie teraz
przypomnieć jego imienia, ale skoro wy to robiliście, to chyba zakład jest już
nieaktualny. – Wzruszył ramionami od niechcenia, a Soo poczuł jak coś mu się
niebezpiecznie przewraca w żołądku. Więc chodziło tylko o to? Przeszkodził w
jakimś głupim zakładzie?
– A nie
pomyślałeś o tym, co osoba o którą się założyliście, poczuje, gdy się dowie? –
zapytał, już nieźle wytrącony z równowagi. Zdawał sobie sprawę, że Jongin i
jego przyjaciele – a w szczególności Jongdae – miewają czasami idiotyczne
pomysły, ale żeby aż takie? To przeszło jego najśmielsze koszmary, na coś
takiego było tylko jedno wytłumaczenie. Jongdae po prostu był idiotą.
– Oj daj
spokój, w końcu to nie tak, że musi się przecież o tym dowiedzieć. Jak wszyscy
będą siedzieć cicho, to będzie można się pośmiać. Biedny Minseok już mi jest
go… – Jongin zreflektował się w pół zdania, że właśnie wymówił na głos imię
osoby, o którą Han i Jongdae się założyli. Przeklinał się, że nie ugryzł się w
język i to, że czasami mówił, zamiast wcześniej pomyśleć, bo teraz naprawdę
miał przechlapane.
– Czy wyście
już zupełnie na głowę upadli?! – wykrzyczał Soo. – Jak mogliście założyć się o kogoś tak
niewinnego i uroczego jak Minseok?! Przecież to niedorzeczne! – Soo zaczął
wymachiwać rękoma w niekontrolowany sposób. Jego złość przyćmiła mu jasność
myślenia i wkrótce Jongin skończył z paroma zadrapaniami na twarzy.
– Kyungsoo
wiem, że się z nim przyjaźnisz i w ogóle, ale czy nie przesadzasz odrobinkę? –
spytał Jongin, starając się jakoś uspokoić starszego, jednak na daremne.
Odniósł wręcz odwrotny skutek do zamierzonego.
– Czy ty się
słyszysz? Nie pozwolę wam na zabawianie się moim przyjacielem, bo taka naszła
was ochota! Odwołajcie to natychmiast albo pójdę do niego i mu o wszystkim
powiem, a potem wspólnie złożymy na was skargę do dyrektora! – Darł się dalej
Soo.
– Nie zrobisz
tego… – odpowiedział Jongin, już nie tak pewny siebie jak wcześniej. Groźby
starszego podziałały na niego krzepiąco. Właśnie zdał sobie sprawę, jak głupio
postąpili on i jego przyjaciele.
– Poza tym,
między mną a Luhanem do niczego nie doszło – dodał już spokojniej Kyungsoo.
Jongin momentalnie poczuł, jak kamień spada mu z serca. Może nie było tego po
nim widać, ale bardzo przejął się tym, że Han widział tę stronę Soo, o której wiedział tylko on. Jednocześnie uświadomił
sobie, że nie może pozwolić by taka sytuacja się powtórzyła. Tego chyba już by
nie zniósł.
– To znaczy, że
nadal będzie się starał o Minseoka – jęknął Jongin. Przeklinał siebie i swoją
lekkomyślność oraz pomysłodawcę tego zakładu. – Musimy coś wymyśleć, żeby to
skończyć jednocześnie nie narażając Hana na porażkę, bo wtedy dopiero on będzie
miał piekło na ziemi w postaci Jongdae – myślał na głos. – Mam prośbę, czy
mógłbyś na ten czas, aż tego jakoś nie rozwiążemy, nie mówić o tym wszystkim
Minseokowi? – Jongin zrobił błagalne oczy.
– Nie –
powiedział twardo Kyungsoo. To była poważna sprawa i uznał, że Minseok musi o
się o wszystkim dowiedzieć, nie ważne jak bardzo go to zrani. – To dotyczy
bezpośrednio jego i wydaje mi się, że powinien wiedzieć.
– Ale pomyśl
tylko, to pogrzebie wszystkie nasze szanse na rozwiązanie tego – starał się
przekonać starszego, który tylko podniósł zdawkowo brwi do góry. – Proszę cię
Kyungsoo, zastanów się nad tym choć przez chwilę, przecież nic cię to nie
kosztuje, a jeśli Minseok się kiedykolwiek dowie o tym zakładzie, to zaprzeczę,
że o nim wiedziałeś. Obiecuję ci.
– Nie – powtórzył
się krótko Soo. Stwierdzenie, że Jongin był w szoku to za mało, kompletnie
odjęło mu mowę i patrzył się tępo na drugiego, który wykorzystując okazję,
wyśliznął się z jego uścisku. Popędził w dół schodami do salonu, ku jego
zaskoczeniu zastał tam samotnego Luhana, oglądającego telewizję. Kyungsoo bez
wahania przysiadł się do starszego, który nawet na niego nie spojrzał. – Hej –
zagadnął nieśmiało Soo.
[2]
[2]
a/n2: no i jak wam się podobała pierwsza część? Mam nadzieję, że była znośna ^^; Jeśli chodzi o część drugą to nie mam pojęcia czy będzie to ostatnia, ponieważ pisanie może mi się trochę przedłużyć, dlatego jeśli będzie więcej to przepraszam i proszę was o wyrozumiałość (idk, to miał być oneshot, ale pewnie znowu wyjdzie jak zwykle) ;; I proszę was o nawet najkrótszą opinię, więc do napisania! ♥
To było świetne XD lubie takie opowiadania...zwięzła historia z ciekawą fabułą to coś dla mnie:) Wyłapałam kilka błędów ale mnie one nie przeszkadzały jakoś soecjalnie. Czekam na kontynuacje z niecierpliwością!!! Powodzenia w pisaniu iiii życzę dużo weny����
OdpowiedzUsuń